piątek, 20 maja 2011

po burzliwej nocy


Na szczęście nie zdarza się to co wieczór, ponieważ mój organizm nie wytrzymałby tak małej ilości snu. Jednak za zmęczeniem ciała stoi potężny zastrzyk siły wewnętrznej (brzmi co najmniej ezoterycznie) i olbrzymia satysfakcja. Jak to dobrze spotykać ludzi, którzy potrafią myśleć, a skoro już myślą, to ich myśli są piękne. Wczorajszy wieczór, który w zasadzie przeciągnął się do godzin późnowieczornych, a nawet nocnych był właśnie czasem spotkania, gadania, jedzenia cukierków, śmiechu, dowcipów, pozy Ryszarda, dopingowania jakichś klubów piłkarskich, etc. Chyba 90 % społeczności lubi towarzystwo. Jednak wydarza się coś niesamowicie niesamowitego-marzę już od miesiąca, aby wyjechać choć na 3 dni tam... Tam, gdzie cisza i spokój, tam, gdzie spotkanie człowieka w milczeniu się odbywa, tam, gdzie oczy mówią "jaki Bóg jest wspaniały!", tam, gdzie nikt nie przeszkadza, tam, gdzie Chrystus śpi w sąsiednim pomieszczeniu, tam, gdzie można Mszę św. celebrować bez pośpiechu z obawy: "bo za 5 min. następna", tam, gdzie chwila wytchnienia przychodzi z wielką łatwością, tam... Maj, czerwiec odpada. Zostaje jeszcze lipiec.
Chyba czas dzwonić!
Halo! Siostra Isza?

1 komentarz:

  1. To życzę, żeby czas szybko płynął, żebyś mógł już wyjechać do klasztoru... zdaje się, że betlejemitek (po zdjęciu sądząc) :)

    Blog bardzo ciekawy. Proszę o częstsze wpisy ;)
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń