wtorek, 31 maja 2011

i po gwarancji


Jaki to był piękny dzień kiedy przyjmowaliśmy święcenia kapłańskie. Wczoraj minął dokładnie rok od tej daty. Wczoraj także Garczyn-tak bardzo rocznikowo, dzisiaj Pelplin-oficjalnie, ale miło, ubogacająco, bo przecież powrót do owczarni, z której wyszliśmy.
"Przyodziej się w zbroję!" - to hasło, które rozważaliśmy podczas całego dzisiejszego dnia. Warto z tej okazji zrobić sobie przegląd swojej zbroi, czy aby na pewno jest kompletna, czy może brakuje jakiejś jej części, a wróg zawsze będzie uderzał w to nieosłonięte miejsce. Lepiej mieć się na baczności.
Jutro kolejny ważny dzień - prymicje Krzysia. Nie mogę się doczekać, choć droga daleka (hmm... w zasadzie Jacek ma duuuużo dalej) i trud tej drogi (bo słońce, a w golfie nie mam klimatyzacji). Pięknie! Pięknie! Krzyś złoży Bogu po raz pierwszy ofiarę dziękczynną. Jaki to wielki skarb!!?? Czy może dostać tu na ziemi coś więcej, niż możliwość sprawowania Eucharystii?

Boże błogosław kapłanom!

czwartek, 26 maja 2011

gdzie diabeł mówi dobranoc


Pierwszy raz stałem się świadkiem tak nadzwyczajnego wydarzenia. Nie wiem czy to opętanie czy dręczenie przez szatana; fakt jest jeden-tej dziewczynie koniecznie potrzebna jest pomoc. Słyszeliśmy z Przemasem przez okno jakieś dziwne krzyki, hałasy, widzieliśmy przez to samo okno grupkę młodych ludzi pocieszających się nawzajem. "To ewidentne opętanie!"-wybrzmiało z ust Przemka. "I co robimy?"-zapytałem licząc jednak na to, że Przemas stwierdzi, że i tak nic nie pomożemy. Bałem się! Boję się szatana! Przemek-starszy kapłan ode mnie powiedział ostatecznie-"Idziesz ze mną?".

Pomodliliśmy się! Potem przyjechała jej mama, znowu się pomodliliśmy. Uspokoiła się w końcu. Porozmawialiśmy z mamą. Stwierdziła, że Paula ma kolegę satanistę, że jest buntowniczym dzieckiem, że nie chce przystępować do spowiedzi. Może nawet zupełnie nieświadomie przez tego swojego kolegę otworzyła pewną furtkę szatanowi.

Proszę o modlitwę w intencji tej dziewczyny.

wtorek, 24 maja 2011

myślałem, że będzie łatwiej


Zostałem dzisiaj zapytany o to, co u mnie słychać. Pytanie, a jakże, zostało zadane drogą krótkich wiadomości tekstowych (sms). No to opisywałem, że gram właśnie w piłkę z ministrantami, że będę na święceniach w najbliższą niedzielę, napisałem też, że staram się być święty, ale jakoś mi nie wychodzi.
A propos świętości, to wczorajszy dzień upłynął pod takim szyldem. W zasadzie od popołudnia do późnego wieczoru (albo nawet wczesnej nocy) ciągle o świętości rozprawiałem z kimś. A to zaraz po szkole jechałem do Rychnów na stację, bo przyjaciółka moja przejeżdżała tamtędy z wycieczką dzieci nad morze i zatrzymali się właśnie tam na siku. Piękna rozmowa, która zakończyła się zapewnieniem o modlitwie. Cały czas myślałem, że jest ona jedną nogą w niebie, a nagle twierdzi, że nie wie jak sobie radzić. Wieczorem kolejna rozmowa, kolejne wyznania, kolejne zmaganie się ze słabościami i moja refleksja, która okazuje się dosyć śmiała i zadziwiająca dla tej osoby. A w tym wszystkim ja-zagubiona owca, która zewnętrznie chce dać się znaleźć przez pasterza, ale wewnętrznie coś nie wychodzi. Dlatego Radziowi odpisałem, że "własnego kapłaństwa się boję, własnego kapłaństwa się lękam". Za tydzień pierwsza rocznica, a stąd ciągle daleko do świętości.

Czy długo to wszystko będzie trwało?

sobota, 21 maja 2011

"bierzcie i jedzcie..."

Modlę się do Ciebie i zrozumieć nie mogę, że jestem z Tobą, Jezu Chryste, jednym Ciałem.
Tyle się zbiega: dzisiaj jubileusz proboszcza, za tydzień święcenia kapłańskie (Krzyś, Łukasz, Karol, Damian, Karol, Wiesiu, Łukasz) - oj jak mają pięknie, 30 maja rocznica moich święceń (pierwsza dopiero). Jak dobry i wspaniały jest Bóg, który daje mi Siebie przeze mnie. I nadziwić się nie mogę, tak wielkie to dobro.

Szczęść Boże!!!

piątek, 20 maja 2011

po burzliwej nocy


Na szczęście nie zdarza się to co wieczór, ponieważ mój organizm nie wytrzymałby tak małej ilości snu. Jednak za zmęczeniem ciała stoi potężny zastrzyk siły wewnętrznej (brzmi co najmniej ezoterycznie) i olbrzymia satysfakcja. Jak to dobrze spotykać ludzi, którzy potrafią myśleć, a skoro już myślą, to ich myśli są piękne. Wczorajszy wieczór, który w zasadzie przeciągnął się do godzin późnowieczornych, a nawet nocnych był właśnie czasem spotkania, gadania, jedzenia cukierków, śmiechu, dowcipów, pozy Ryszarda, dopingowania jakichś klubów piłkarskich, etc. Chyba 90 % społeczności lubi towarzystwo. Jednak wydarza się coś niesamowicie niesamowitego-marzę już od miesiąca, aby wyjechać choć na 3 dni tam... Tam, gdzie cisza i spokój, tam, gdzie spotkanie człowieka w milczeniu się odbywa, tam, gdzie oczy mówią "jaki Bóg jest wspaniały!", tam, gdzie nikt nie przeszkadza, tam, gdzie Chrystus śpi w sąsiednim pomieszczeniu, tam, gdzie można Mszę św. celebrować bez pośpiechu z obawy: "bo za 5 min. następna", tam, gdzie chwila wytchnienia przychodzi z wielką łatwością, tam... Maj, czerwiec odpada. Zostaje jeszcze lipiec.
Chyba czas dzwonić!
Halo! Siostra Isza?

środa, 18 maja 2011

teologia

Pochowałem dzisiaj ciocię. Może zabrzmi to smutno, jednak patrząc na tę sytuację z perspektywy teologii, wiary, nadziei, to okazuje się, że śmierć wcale nie jest taka straszna.

Nie o tym jednak chcę napisać.
Wszedłem na blog pewnego kapłana, zacnego (nawet) kapłana, który zainspirował mnie do pewnego przemyślenia. w zasadzie od pewnego już czasu chodzi mi to po głowie. Segnore Jacek wprawdzie pisał o dzieciach w kościele. Może to faktycznie przesada z naszej strony: infantylizowanie Ewangelii, Słowa Bożego. Zastanawiam się niejednokrotnie jaki sens ma ładne kazanie, jaka ma ono wymowę, jaki przyniesie owoc... co najwyżej "bylejaki". Chyba zbyt mało na ambonie prawdziwej, rasowej teologii, a zbyt wiele bajania o wszystkim tylko nie o Jednym Jedynym. Zbyt wiele pocieszania, a zbyt mało miłości, zbyt wiele dowcipów , a zbyt mało nadziei, zbyt wiele hostoryjek, a zbyt mało Jezusa. I mija się z Celem? Mija! A jakże!
Nie robię wyrzutów do nikogo innego, jak tylko do siebie, ale na szczęście uczymy się na własnych błędach. Mądrość jednak polega na braniu pouczeń z cudzych. Oby tylko Ci, którzy idą po nas byli rozsądniejsi.

Daj Boże świętych kapłanów, którzy będą głosić Twoje Słowo. Amen.

sobota, 19 marca 2011

cud

to tak niesamowite, że pojąć tego nie mogę. Emilka przyszła na świat 14 marca. pisałem już kiedyś o niej i jej rodzicach: Basi i Adamie. zobacz sam www.maleziarenko.blox.pl

zastanawiam się niejednokrotnie nad różnymi tajemnicami: tajemnicą Eucharystii, odkupieńczej śmierci Jezusa, nad tajemnicą spowiedzi, tajemnicą kolegi, którą kiedyś mi powierzył. wiele ich w życiu. jedną z tych najbardziej zadziwiających jest jednak tajemnica życia, która zmusza do zatrzymania. oglądałem przed chwilą film o Giannie Jessen-to ta pani, która, jak sama o sobie mówi, wygrała wojnę z "cichym holocaustem". bywam też bombardowany mailami z Human Life International. Życie ma przeogromną moc. wie o tym Gianna, wie o tym Basia i Adaś, którzy życiem zostali obdarowani, wie o tym każdy z nas, bo własnego bronimy. muszę bronić każdego życia! KAŻDEGO!
Zapraszam na "Marsz dla życia" w najbliższy piątek (25 marca). rozpoczęcie w kościele Matki Bożej Królowej Polski o godz. 16:00, potem przemarsz ulicami Chojnic do kościoła Zwiastowania Pańskiego (kościół gimnazjalny). MANIFESTACJA ŻYCIA!!!

P.S. Basiu i Adamie, GRATULUJĘ! cudna ta Wasza Emilka.