poniedziałek, 26 kwietnia 2010

feministka

w minioną sobotę zostałem posądzony o... jak to się nazywa... maskulinizm, albo seksizm, albo męski szowinizm. a jak to się okazało? zupełnie "niechcący", podczas ćwiczeń z retoryki. kobieta (jedna na dwudziestu trzech mężczyzn) poczuła się zagrożona po moim krótkim wystąpieniu. i co najgorsze, zaatakowała mnie z całą mocą pań: Szczuki, Jarugi-Nowackiej, Środy i Senyszyn razem wziętych. najpierw gada, że ćwiczenia, że trzeba, a potem atakuje, jakbym jej krzywdę zrobił i zasłania się swoim dyplomem ukończenia czegoś tam, i w dodatku obraża już nie tylko mnie, ale wszystkich. chora na ten swój feminizm. przeprosiłem przecież, bo jestem kulturalny, ale zdania nie zmieniam, że feministka jest feministką.

pozdrawiam wszystkie kobiety oddając im wielki szacunek i to wcale nie jest sarkazm. szanuję kobiety, bo tego szacunku nauczyli mnie rodzice i nie zamierzam tego zmieniać, jednak feministka ma chyba jakiś dziwny przerost. niech się jej szczęści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz