sobota, 17 kwietnia 2010

J 6, 16-21

i znowu widać Jezusa zadziwiającego, nadzwyczajnego, a nawet wprawiającego w lęk. generalnie to, co zauważam, Bóg przychodzi w trudnych sytuacjach; gdy wszystkie moje racjonalne metody ratowania samego siebie nie dają efektów, gdy widzę, że sam nie dam rady "dopłynąć do brzegu", przychodzi On-dawca wolności. to szalenie radosne, nawet w obliczu tak wielkiego nieszczęścia jakim jest wydarzenie sprzed tygodnia.
dzisiaj ceremonie państwowe, wielkie pożegnanie Pierwszego Polaka, jutro Msza Święta i modlitwa o spokój dla jego duszy (p.s. pisząc o prezydencie mam na myśli również pozostałych uczestników katastrofy).

pomyślmy nieco o tych, którzy umarli.

wieczny odpoczynek racz im dać Panie...

2 komentarze:

  1. ale czasem tak trudno zrozumieć Jego trudne dla ludzi decyzje.. niewyobrażalnie trudno niekiedy wołać Kochający Ojcze, gdy w naszych oczach tyle łez, w sercu tyle cierpienia. nie jestem jeszcze na tyle dojrzałą chrześcijanką, żeby przyjąć cierpienia z pokorą.

    OdpowiedzUsuń
  2. niech by pomocny był nam stary, poczciwy Hiob.
    Bóg nie "zsyła" bólu i cierpienia na człowieka. teologia uczy, że to rezultat grzechu (zwłaszcza pierworodnego). faktem jest, że Bóg może (tak jak było w przypadku naszego Hioba) dopuścić i ból, i cierpienie. i pytanie można by sobie stawiać następujące: "po co?". tego nie wiem, wiem natomiast, że dobry tata, to nie ten, który kupuje dziecku co tylko chce, nie nakazuje uczyć się na sprawdziany w szkole, nie chodzi na wywiadówki, nie da klapsa, gdy dzieciak zbroi, etc., tylko ten, który wymaga!

    pod refleksję

    OdpowiedzUsuń